niedziela, 29 marca 2009

czeko-czeko-czekolada!

uwielbiam bombonierki.
zawsze się zastanawiałam, po co się kupuje takie pudło innym, ale już wszystko kumam. w sumie wysoce nieporęczna i niepraktyczna taka bombonierka jest - dużo papieru, zajmuje straszne ilości miejsca, czekoladek niewiele, w dodatku słabo zabezpieczone przed wietrzeniem. no i co wazniejsze - czekoladki są nie zawsze w smakach, które lubimy, a nawet - ośmielę się zasugerować - większość jest w smakach, które odpowiadają nam co najmniej średnio i zbliżone są do czekoladek z niespodzianką monty pythona (chociaż ja na żabę w czekoladzie nie trafiłam jeszcze, nawet w bombonierce made in czechoslovakia, ale wiecie - jeszcze wszystko przede mną).

i co? zmieniam zdanie.
jednak to naprawdę CUDOWNY i bardzo praktyczny prezent.
no bo zastanówmy się. dostajemy taką bombonierę. jest gi-gan-tycz-na. trzymam ją i ciężko mi ucałować darczyńcę (a darczyńca, na ten przykład ciocia leosia, jak wiadomo, zazwyczaj pragnie być pocałowana, gdyz jest to absolutnie jedyny sposób wyrażania naszych ciepłych wobec cioci lodzi uczuć). potem co?
a potem są dwie możliwości:
pierwsza: wykładam ją na stół, coby ciocia leosia mogła spożyć zawartość rzeczonej bombonierki.
druga: chowam do szafki. i to jest właśnie cała zaleta bombonierek.
bo one w tej szafce tam są.
mieszkają.
leżą w ciszy niezauważone i zapomniane.

otóż ich cel istnienia.
sens stworzenia.

nielogiczne?
wręcz przeciwnie.
pewnego dnia, wieczoru, nocy nadejdzie ta chwila.
masz depresję. okres. życie nie ma sensu. nudzi Ci się. jest niedziela. lub wszystko powyższe na raz.
wiesz, że coś z tym trzeba począć. że nie można tak żyć.
szukasz pocieszenia. kot Cię olewa (nowość...)
otwierasz lodówkę - nic.
otwierasz szafkę - nic.
otwierasz (jeśli jesteś szczęściarzem i znajdujesz się w posiadaniu) barek w meblościance na wysoki połysk - nic.

ani grama pocieszenia. ani grama czegoś dobrego. szarość i beznadzieja.
i wtedy! WTEM. przypominasz sobie. albo po prostu sama rzuca się w oczy! ona jest! to ta zapomniana bombonierka, kupiona przez ciocię losię. małe czekoladki, które zmieniają świat.
i to wszystko nabiera sensu. po to są bombonierki. żeby o nich zapomnieć i je odnaleźć w potrzebie. są jak apteczka pierwszej pomocy. jak google. jak grzegorz hałs.
doskonałe i uzdrawiające. pomagające wyjść z każdej opresji.
czy jeśli właśnie zeżarłam wielgachną bombonierkę to świadczy o tym, że coś ze mną nie tak?
czy istnieje ktoś, kto nie ma obsesji na punkcie czekolady?

ponadto chciałam powiedzieć, że właśnie obejrzałam ostatnie odcinki grzegorza hałsa i jestem wzruszona. oczywiście kocham grzegorza miłością szczerą i prawdziwą. to nie podlega zmianom. ale poza tym w serialu pojawił się KOT!
grzegorz hałs i kot.
to połączenie jest doskonałe. nic mi więcej do szczęścia nie potrzebne.

1 komentarz:

  1. moja droga. ja Cię doskonale rozumiem. życie bez czekolady po protu NIE MA SEN SU!

    OdpowiedzUsuń