poniedziałek, 16 marca 2009

na pohybel smokom!

chcialam se zmienić szablon, bo te kropki jakies takie irytujące są. ale dowiedzialam się, że to co mnie się spodobalo jest suche i cyt.: "urzędnicze". no to wracam do kropek. taka jestem podatna na wplywy, niestety.
postanowilam w związku z powyższym nauczyć się htmla. a co? ja nie dam rady? JA? będę toteż zatem siedzieć i uczyć się tworzyć stronki. a jak Wam potem zapodam szablonem na bloga to padniecie! o! a potem zatrudnię się w charakterze informatyka w jakims gigantycznym przedsiębiorstwie, będę zarabiać krocie i będę mieć basen przed swoim domem. a dom koniecznie w majami. albo gdzies w okolicy. postanowione.

ponadto stary wczoraj sprowadzil do domu szatana. po cichu wprowadzil go za drzwi. niby pokazal w gazecie, ze "kochanie, zobacz, jakie fajne", ale... wyszlo szydlo z worka. chwilę później, gdy ja potulnie przygotowywalam popoludniową strawę dla mojego pana i wladcy (mięso z mięsem, polane sosem mięsnym i ZIEMNIAKI! O!), stary cos tam kombinowal w pokoju. nieswiadoma niczego, ze spiewem na ustach, nakladalam ZIEMNIAKI na talerz i takie parujące nioslam do pokoju, bysmy - jak prawdziwa, porządna mieszczańska rodzina mogli spożyc ten posilek, oglądając TVN (niestety, sędzia anna maria skonczyla się wczesniej...).
po obiedzie dowiedzialam się. stalo się jasne.
już nic nie będzie takie samo.

.
.
.
stary zainstalowal mi na kompie grę. już samo slowo GRA niesie w sobie ladunek napięcia. nerwowosci. strachu. a co dopiero TAKA GRA.
nazywa się inca ball. i wygląda tak:


polega na tym, że się strzela do węża kolorowymi kulkami i kulki te (a w konsekwencji i węża) należy zmiesć z powierzchni ziemi. dysponuje się przy tym różnorodną bronią w postaci bomb, deszczu piekielnego, trójzęba i innych (jeszcze nie odkrylam). z gry wydobywają się dzikie dźwięki dzikich inków, a calosc wieńczy zegar, przesuwający wskazówki po przejsciu każdej planszy.
mówię Wam - koszmar.
gralam wczesniej w podobną grę na internecie, stary się ulitował (malo plansz tam bylo) i przyniósl tę. naprawdę KOSZ-MAR!
gralam w to wczoraj od 19 do 23.30 i to tylko dlatego, że zostalam przywolana do porządku i do lóżka.
inaczej gralabym do rana, a potem podmalowala oko, by wyjsc do pracy. z pewnoscią radosna jak slowiczek.
nie wiem, co jest z tą grą nie tak, ale cos jest z pewnoscią. szatan maczal w tym palce. a jakież to odkrywcze mysli przychodzą mi do glowy w trakcie gry!! ha!
gdyby da vinci mial inca ball to by ten samolot naprawdę latal! i helikopter! i w ogóle swiat bylby lepszy, nowoczesniejszy i piękniejszy. postuluję zainstalowanie inca ball w gabinetach ministrów, poslów i urzędników.
chociaż nie.
bo wlasciwie to może i pomysly będą mieli, ale dopóki nie przejdą 8764376 planszy, to raczej ich nie urzeczywistnią.
hmmmm...
jednak nic nie jest doskonale.


ponieważ jednak nie chcialam być na tym swiecie samotna w osaczeniu przez inca ball, postanowilam - jako ten czarny charakter - doprowadzić do upadku również innych i przynioslam dzis do pracy slowotokowi (slowotoczce? wszak ona panną jest!) grę puzzlequest, którą kiedys przytargal dla mnie stary i która zabrala mi kilka ladnych godzin. te godziny przeznaczone byly stanowczo na cos innego niz pomaganie smokom w odzyskaniu ich terytorium lęgowego. no ale co? smokom mialam nie pomóc?
i tak się teraz zastanawiam - czy chlop postępuje w tak haniebny sposób, bo chce się mnei pozbyc? dopiero teraz se to uzmyslowilam!

aha - tak, oczywiscie. uwazam, że gry są bez sensu, granie to strata czasu i nie rozumiem, jak nastolatki mogą spędzać cale dnie przy komputerze! powinny mieć zainteresowania jakies!
(jeszcze tylko 9 godzin i przejdę 16 planszę)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz