czwartek, 24 września 2009

modelkOM byc

no widzę, że tydzień. i ogarniam się. znaczy symuluję, ale jesli w ten sposob uda mi sie oszukać agresywną,bo zmarzniętą almę (JAK JEST ZIMA TO MUSI BYĆ ZIMNO, PANI KIEROWNICZKO)i innych, a także siebie samą, to sukces jest.
maly. ale jest.

u nas stresowo bylo. stary zdawal bardzo-wazny-egzamin, ktorego wynikow nie znamy. jesli sie uda (co sie ma nie udac), stary poszusuje wprost na brylantowa sciezke kariery zawodowej. bedziemy sobie oboje radosnie hasac i bedzie wszystko cudownie. a wokol zajaczki, kroliczki, kwiatuszki i pszczoly. chociaz nie. pszczoly to nie. tak se to w kazdym razie tlumaczymy, bo wiadomo - egzaminy maja to do siebie (a juz szczegolnie te opatrzone kryptonimem v.i.e.), ze za nimi ida nastepne. i nastepne. i zyliony nastepnych, a co jeden to gorszy. stary najwyrazniej lubuje sie w praktykach masochistycznych.
coz.
widzialy galy co braly.

w kazdym razie u mnie - dziekuje - wszystko w porzadku. co prawda wciaz zaskakuje mnie ludzka glupota i calkowity brak wyczucia, ale zasadniczo pobieznie to taka normalna czesc zycia, nie? wiec jakby nie to, mogloby byc nudno.

niemniej, na fali wysoce istotnych przemyslen, wspomaganych nieco zdjeciami wykonywanymi na strone internetowa mojego zakladu, doszlam do wniosku, iz moj wyglad pozostawia wiele do zyczenia. poczulam w calej ich niedoskonalosci wszystkie oble czesci mojego ciala. spojrzalam na swoja twarz i zauwazylam jej piekny odcien. lawendowo-zielony. w sumie jakbym wstala z grobu przed 4 minutami, wygladalabym lepiej. do tego dochodzi tysiac innych rzeczy.

majac na uwadze powyzsze, postanowilam popasc w depresje.
co tez oczywiscie uczynilam 27 sekund pozniej.
w rzeczonej depresji uknulam w mej glowie misterny plan dojscia do sytuacji, w ktorej zaczne wygladac jak naomi. albo nie (w sumie jestem bialoskora, mogloby byc ciezko, a solarium, solariumem, ale efektem moglaby byc co najwyzej skora w kolorze dojrzalej marchewki, a tego bysmy nie chcieli, onnienienie). wiec postanowilam byc jak claudia schiffer.
takze tego: fitnessy sresy, kosmetyczka, makijazystka, wizazystka, rolki, silownia, basen, sauna i wszelkie tego typu przyjemnosci. do tego dieta oraz odpowiednia suplementacja tejze.
zejdzie mi z oczu pralinki! oddalcie sie ciasta i paczki! wynocha kokakolo!

zadowolona ze swojego przemyslnego i sprytnego planu, z wizja siebie jako gwiazdy ulicy, za ktora z uwielbieniem odwracaja glowy mezczyzni i kobiety, a takze dzieci, zasiadlam na kanapie.
i zjadlam ciastko.
a potem jeszcze jedno.
no dobra. zjadlam pol tabliczki czekolady, pol opakowania rurek w czekoladzie, loda magnum i na koniec male mietowe ciasteczko (to chyba jasne).
i wypilam pol litra koli.

tam drobne ustepstwa. pf.
ostatecznie uznalam, iz chwilowo wizualizacja diety, zdrowego trybu zycia oraz pieknego wygladu jest skuteczna co najmniej tak samo jak te wlasnie czynnosci, a o ilez przyjemniejsza, tansza i szybsza.
a popadanie w depresje jest passe.




nie, skad.
nie mialam pms.

skad ten pomysl?



p.s. zdjecia zapewne zawisna na zakladowej stronie, ale! dzieki Ci Stworco i wszyscy bogowie na niebiesiech, istnieje cos, co ratuje me zrozpaczone serce. jeden maly plasterek na krwawiaca dusze. malenki.
szop.
fotoszop.
ufff.

poniedziałek, 14 września 2009

leniwiec pospolity wisi na tej gałęzi!

ło jezusie nazaryński.

się obijam jak nie wiem. ale tak generalnie to nawet leniwcem nie obrastam, tylko jakoś tu tak kurz, paniedzieju, i pajęczyny. strach zaglądać nawet!
a urzędniczki z urzędu stanu cywilnego czekają na opisanie.
i ostatnie moje zmagania z pekape, co to mi uświadomiło, skąd jestem i kim jestem (polak mały).
i polska piłka nożna! temat wdzięczny o każdej porze, aż żal nie napisać. chociaż w sumie to być może by mi słów zabrakło. a słów znam wiele.

i jeszcze moja niespełniona życiowa miłość, która chwilowo nie wie o swej roli w moim życiu i dlategóż zajmuje się kręceniem filmów zamiast zabieganiem o moje względy. czyli że tarantino. (starego uprasza się o pominięcie tego akapitu)

i w ogóle (wogle).
widzieliście już "bękarty wojny"? bo jeśli nie to proszę czemprędzej! udać się do kina. obejrzeć. wypić duże piwo z kufla w kształcie kozaka. i paść z zachwytu.

kocham brada pitta. i kocham kłętina tarantino.
bardzo.

arrivederci!

(p.s. OD JUTRA SIĘ NIE LENIĘ! OD JUTRA SIĘ NIE LENIĘ! OD JUTRA SIĘ NIE LENIĘ! no serio. od jutra piszę.)

sobota, 5 września 2009

Because I'm so clever / But clever ain't wise.

no i tak wychodzi, że jestem niedzielną blogowiczką. chociaż zasadniczo pobieżnie to dziś sobota, ale nie czepiajmy się szczegółów. wszyscy kumają ME-TA-FO-RY.

w sumie to chciałam tylko na moment. bo mam natłok myśli i natłok wrażeń. bo sama nie wiem, co pisać, o czym mówić.

czasem jak jest ZBYT WIELE to nie da się tego przelać, prawda? dziwne. nie ulewa się, nie eksploduje, ale właśnie imploduje.

także tego.
a teraz zapraszamy państwa na reklamę.
albo nie.
zapraszamy państwa na teledysk. i piosenkę. (bo na tego pana to lepiej nie patrzeć...)