sobota, 14 marca 2009

lejdis end dzentelmen! ostatni epizod historii urzędniczej

kończąc moją historię urzędniczo - mieszkaniową (bo już nowy rozdzial dopisalo życie, a co!), podaję, co następuje:

...stary postanowil zdzialać cos w kasie urzędu, na ten przyklad sprawdzic, czy mozemy zaplacic wadium oraz gdzie takie cuda sie dokonują. w kolejce stalo już 8459859 osób, które ustawily się w niej prawdopodobnie ok. 4.38, co by dokonać terminowo zaplaty za mieszkanie czy inne radosci. fascynujące jest, jak bardzo poprawia się stan zdrowia polskiego spoleczeństwa w okolicy 10 dnia każdego miesiąca. po tym dniu, a takze wczesniej 98% babć jest ciężko chorych, zmęczonych życiem, w stanie absolutnie nie pozwalającym na stanie choćby 30 sekund w kolejce w sklepie (pani by przepuscila emerytkę!) lub O-PANIE-NA-NIEBIESIACH! stanie w autobusie na trasie od przystanku do przystanku!! to już w ogóle jest NIE-DO-WY-O-BR-ŻE-NIA! a tymczasem przed kasą urzędu miasta pelen przegląd babć, mód oraz cudownie uleczonych chorób (o których można porozmawiać).
i na nic znajomość sztuk walki. żadne tam karate czy inne brazylijskie dżejdzitsu się nie przyda. negocjator policyjny również. stoisz albo do dom. stary próbował otrzymać informację, co by potem ew. ustawić się w kolejce, ale drzwi zastawił mu 74 letni kulturysta z miną wściekłego dobermana.
stanęliśmy w kolejce w otoczeniu babć, boazerii, której lata świetności minęły w '87, sztucznego kwiatka i godła. oraz powietrza. bo widać je było stanowczo. babcie wesoło świergoliły, od czasu do czasu trenując struny głosowe i wydzierając się, że "tu się telefonu komórkowego nie używa!!". generalnie fajnie - tak swojsko. czekaliśmy kiedy pani w kasie zamknie okienko i powie "jem przecież", ale zamiast tego otrzymaliśmy w gratisie kolejno: zacięty komputer (trudno powiedzieć, jak to się stało, gdyż pani - zapewne odpowiednio przeszkolona na programie maszynistka - pisała na maszynie palcem sztuk jeden, wystukując literkę na 5 sekund... maszynistka to może. ale chyba w pkp), ryczące dziecko, sapiącą nad uchem babcię, babcię agresywną, która mało nie pobiła innej babci, ogólnokolejkowe poruszenie z tytułu długiej kolejki (połączone z wypowiedziami o zdzirach) oraz brak drobnych (poniżej 50 zł) w kasie i kolejna tama ("idź pani do sklepu rozmienić" "ale mnie kolejka przepadnie").

po prostu cud malina.

ostatecznie zapłacili my.
popłakaliśmy się ze śmiechu przy okazji, a stary dostał grypy.

pojszliśmy również na tę licytację. czułam się trochę jak owca pędzona do owczarni (czy jak tam się nazywa stajnia dla owiec), bo tyle było ludzi i każdy chciał wejść, każdy przyprowadził babcię, ciocię, wuja henia i oczywiście panią mariolkę spod czwórki, bo ona kogoś zna, kto zna kogoś, kto ma szwagierkę w urzędzie miasta - to będzie łatwiej.
my ze starym jak ci idioci we dwójkę.
koniec końców - mieszkania nie wylicytowalismy. poszło za sumę, którą skomentować można wyłącznie gromkim pff.
i okazalo się przy okazji, że ludzie mają generalne upodobanie do mieszkań bez łazienki oraz z tualetom poza budynkiem; w dodatku są gotowi dać za takie mieszkanie ciężką kasę.
wniosek?
albo jesteśmy za biedni.
albo za głupi.
albo po prostu francuskie pieski z nas.

hau hau hau,
stary saskii by ruderę miał
i wraz z saskiią swoją lubą,
w podróż by się udał długą,
by co wieczór lub co ranek
wody przynieść kilka szklanek,
a w tej wodzie, ach rozpusta!
może by umyli usta.
może zęby, może ręce,
i to tyle - kropli więcej
już by znikąd nie dostali.
kibel by se zbudowali
na podwórku lub w przedsionku.
z sąsiadami zaś w ogonku
stojąc do tej toalety,
uzyskaliby podniety.


tak się uzewnętrzniłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz