środa, 25 lutego 2009

pracuj, pracuj. garb ci sam wyrośnie.

bo się zbulwersowalam.
ja sobie zdaję sprawę, że nie jesteśmy (ani ja, ani stary) mistrzami swego fachu, o których bić się będzie cała Polska oraz połowa Azerbejdżanu. właściwie to może nawet nikt się o nas bić nie będzie. ale!!!
nie oznacza to, że po pierwsze pracować możemy za czypińdziesiont miesięcznie. a po drugie, że powinniśmy być szalenie radzi oraz szczęśliwi z faktu, iż pracę ową posiadamy i jeszcze - pracujemy w tak wytwornych miejscach. bo wiadomo, że praca w takim miejscu to "wartość sama w sobie" (jak kiedyś usłyszałam od potencjalnego pracodawcy, który aktualnie jest pracodawcą mego osobistego).
i wystawcie sobie moi drodzy, ze nie nie nie - nie pracujemy w charakterze prezesa finansowego banku światowego tudzież banku arabii saudyjskiej. nie zajmuję się również pracą ambasadora przy unii europejskiej ani doradztwem koloru firan na dworze królowej angielskiej.
no tak jakby nie do końca.
cenię sobie swoją pracę in abstracto - bo lubię to, co robię, a także in concreto - bo lubię moich szefów. mój stary chyba podobnie, ale do kurwy nędzarki - nie każcie mu z tego tytulu padac do stop i calować podłogę w miejscu, w którym stanęliście!!
a ten. a zdenerwowanie (określiłabym innym słowem, ale jestem wielce kulturalna i wykonuję szanowany zawód, więc o. będę się wysławiać od-po-wied-nio) wzięło się stąd, że szefowie osobistego wcisnęli mu w oczy rozliczenie czasu pracy z podziałem na "aktywne strony pracowe" i "aktywne strony prywatne" (internetowe oczywiście, gdyż zakład starego ma dostęp do internAtu). wielkie oburzenie zapanowanowało wszem i wobec, gdyz poniewaz!!!!! pracownik - wystawcie se - śmiał korzystać prywatnie z internAtu w czasie pracy (podczas gdy i tak nic nie zostalo przez ten fakt zawalone).
i niby ok. pracodawca ma prawo oczekiwać 100% poświęcenia pracy w godzinach pracy, ale!!

dlaczegóz ten skrupulatny w rozliczeniach pracodawca nie jest tak samo obowiązkowy przy rozliczaniu nadgodzin, które na tym zakładzie robi się codziennie? ochoczo przytakuje okoliczności, że osobisty codziennie jest godzinę wcześniej w pracy, a także zostaje po godzinach. daje mu pracę dla zagospodarowania tego czasu, wtykając robotę na weekend nawet (wszak młodzi powinni się rozwijać!). ponadto równie ochoczo wykorzystuje fakt, iz osobisty porusza się komunikacją miejską i posiada bilet miesięczny, w związku z czym posyła go to tu, to tam, by załatwił rózne dziwne rzeczy (w czasie pracy lub nie! oj no bo co to za problem podskoczyć?). czy ktos mu kiedyś zwrócił PINIENDZE za te przejazdy?
buahahaha.

no doprawdy.
tak daleko rozliczenia pana i władcy tego zakładu nie dochodzą.
dochodzą tylko tam, gdzie wskazano powyzej oraz do wysokości pensji, która jak się na nią popatrzy to odpowiada smutnym, blagalnym spojrzeniem malego (słowo klucz w tym przypadku) stworzonka. bo praca na tym zakładzie jest wartością samą w sobie, nie?
chyba powinno się dopłacać, ale szef jest łaskawy i nie kaze.

wiec mam prawo być zirytowana, nie?

pytanie za pierdylion punktów - coz począć, panie? cóz począć.

3 komentarze:

  1. no! no bo ja zbulwersowana wielce jestem! in abstracto, in concreto, a gdzie miejsce dla mnie, co? pfffff, aż nam obiorę tą zmutowaną do wielkości pomarańcza - mandarynkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. pfff i foch. Ty jesteś poza szablonem. chciałabyś, żeby wciskać CIĘ W RAMY Z INNYMI? no doprawdy, myślałam, że się bardziej cenisz!

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. osz Ty krowo! no oczywiście, masz rację, ja się nie kwalifikuję do żadnej ramy, aleeee... ale to nie zmienia faktu, że jestem zbulwersowana ! no znaczy już trochę mniej. obrać?? :P

    OdpowiedzUsuń