wtorek, 11 sierpnia 2009

cudze chwalicie, swego nie znacie

ach. no to żeby nie było, że pominęłam jakże ważną relację wyjazdowo - urlopową, powiem parę słów.
lotnisko we wrocławiu było pierwszą z wielu niespodzianek tego wyjazdu. chciałam zaznaczyć, iż w tymże mieście planuje się rozgrywki euro 2012. i ja na tę imprezę czekać będę z niecierpliwością. już widzieliśmy nawet jak panowie odnawiali drogę. odnawianie drogi dojazdowej na lotnisko objawia się wylewaniem smoły na kocie łby. wierzę w swój kraj. i wierzę w to, że absolutnie nikt, zupełnie ani jeden obco i nieobcokrajowiec nie wpadnie w furię/histerię/depresję po godzinnej przejażdżce na trasie autostrada - lotnisko. dodam, że trasa ta ma jakieś 15 km. no, niech będzie - 20. zastanawiałam się nawet, że może to jakaś akcja jest? no nie wiem - teraz polska? podziwiaj swój kraj? wszak krajobrazy można było podpatrzeć bardzo dokładnie. rzekłabym, że nawet policzyć drzewa i krzewy przydrożne. prędkosc osiagalismy bowiem zabojcza.

jakkolwiek, samolot i linie lotnicze zaskoczyly nas metoda usadzania pasazerow - kto pierwszy ten lepszy. w sumie to nawet fajne, bo ludzie nie marudza. ciesza sie, ze udalo sie znalezc miejsce poza lukiem bagazowym. wiec zasadniczo na plus. dodatkowo brzydkie i niemile stewardessy oraz drozyzna na pokladzie. czyli w sumie siedzisz cicho, nie spozywasz alkoholu, modlisz sie o ladowanie. w ciszy. ach ta mysl marketingowo - zarzadcza. jestem pelna podziwu.

w hiszpanii bylo fajnie, chociaz wiadomo - goraco. hiszpanie sa dosc oryginalni i koncentruja swoja dzialalnosc zyciowa wokol knajp. pochwalam.
ich dzialalnosc zyciowa jest tez dosc mocno zosrodkowana wokol jedzenia (robactwo wszelkiej masci), a takze rodziny i imprezowania w tym gronie.
czyli bardzo polsko. zasadniczo dogadalysmy sie z mama z tymi hiszpanami od razu, pomimo ze po hiszpansku to my mowimy "si" i to by bylo na tyle (a slowko to jest slowem kluczem, jako iz wiadomo - co innego odpowiedziec mozna na propozycje podania wina/zarcia/slodyczy?) niemniej nagadaly my sie z tymi hiszpanami dowoli. potem rece bolaly, ale nic to.

ach, duzo by opowiadac, bo naprawde - mimo drobnych zlosliwosci - bylo cudnie. nie moja bajka (kamien, piach i kurz), ale jednak - pieknie. a w podrozach calkiem przyjemne bywaja takze powroty. jak laduje sie na polskiej ziemi, patrzy na pola i lasy i mysli... ale tu fajnie. ach - to takie wzruszajace i rzewne.
ale serio, tak jest.


w ramach wynagradzania staremu mojej nieobecnosci, zmienilam sie na weekend w doskonala i wielce ponetna pania domu. przy czym dodatkowo postanowilismy takze wyprobowac nowe rozrywki typu robienie gofrow oraz jazde na rolkach.
niestety, nie wszystko w rzeczywistosci wyglada jak w reklamach. telewizja klamie.

ale o tym jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz