poniedziałek, 13 lipca 2009

powracam na mymłono.

ufff. powrócilam do żywych, co wcale takie pewne znowu nie bylo, biorac pod uwage fakt, iz na drodze do szczesliwosci stanely mi dwa egzaminy, z ktorego jeden byl kwestia ambicjonalną.
ambicje to bardzo, bardzo niefajna rzecz. ja zawsze chcialam byc zadowolona z tego, co mam i pozostac w tym miejscu, w którym się znajduję. wlasnie dlatego znowu będe niedlugo kuć, zdawać następny egzamin i wiecie - per aspera ad astra i takie tam. a można było zostać robotnikiem budowlanym. to jest coś - przynajmniej człowiek widzi, co tworzy.

generalnie czarna dupa to mało powiedziane.

ale, ale. z wielkiej radości spowodowanej zdaniem rzeczonego egzaminu, postanowiłam wykonać niezbędne czynności, o których w czasie nauki zapomniałam.
i tak (w jakiejś tam kolejności) - pojechałam do jednej żmii (z drugą) w celu spożycia nadmiernej ilości alkoholu. przyznam szczerze, że nie wiem, czy to starość, czy też jakiś upadek moralny (mam nadzieję, że to pierwsze), ale ok. godziny 22 gospodyni uciekł wzrok, a następnie padła twarzą w tosta. no prawie. powiedzmy, ze to taka metafora, ale generalnie klimat został oddany. podpowiem, że nie zostało to spowodowane upojeniem alkoholowym. bynajmniej. nienienie.
dałyśmy jej z o. kilka rad, w tym tę o konieczności rozmnożenia się przez nią w trybie przyspieszonym (ja nie wiem dokładnie, czym objawia się dorosłość, ale występowanie u kogoś w domu pudla w charakterze rozkosznego bobasa, to to już chyba najwyższy czas na taką definicję), a także o konieczności odpoczynku oraz inne takie. po czym zawinęłyśmy się do dom, by trzeźwe jak niemowlaki złożyć głowę do snu.

poza tym co. poza tym koniecznym było także posprzątanie mieszkania, upranie 837484 rzeczy i uprasowanie tyluż. dodam, że w moim domu zazwyczaj to jednak stary wykonuje to jakże męskie zadanie, ale w tej rozgrywce nie doszedł jeszcze do levelu 17, na którym pojawiają się moje spódnice bombki z zakładkami. to jest wyjątkowo interesująca kwestia, swoją drogą, iż wyrafinowane skoki połączone z podwójnym cięciem wroga w grze komputerowej są łatwiejsze niż wyprasowanie takiej spódnicy.

no ale. bywa.

w każdym razie - byłam także na zakupach. choć może winnam z wielkiej litery, bo takie zakupy to jest COŚ. bo ja, moi państwo, robię zakupy na targowisku. w sobotę o poranku, wesołym truchtem bieżę, by zakupić u pani henryki i pana stefana świeżą pietruszkę. tyle że euforia przemienia się dość szybko w nastrój minusowy. efekt tego wesołego poranka jest bowiem zawsze podobny.
mało tego bowiem, że lezę z siatami, spocona jak nieboskie stworzenie, a włosy stoją niepokojąco swobodnie,lecą mi dżinsy z tyłka i nie mam ich jak poprawić... to naprawdę nic.do tego MUSI lać. musi. (wszak mamy lato, a jak jest lato to leje, prawda?) przez cały tydzień może nie lać, ale w sobotę rano? pfff. no doprawdy. leje przez cały czas jak robię zakupy. a wiadomo - na targu brak jest jakiegokolwiek sufitu. ach, sufitu, prosiłoby się chociaż o maleńki parasolik! maleńki! jako iż na targ wyprawiam się czasem bez starego, okazuje się być jednak nader kłopotliwym trzymanie kilku siat, z których każda waży zylion (bo przecież jak kupię te dwie kalarepki jeszcze to doniosę... za cholerę nie wiem, co się z kalarepy robi), jednoczesne płacenie pani zeni za rzodkiew oraz trzymanie parasola. mamy więc obrazek prosty:
tu pan daje kalafiora, tu pani siatkę z truskawkami, tu się trzyma siatę jedną, która waży 54098504 kg, tu drugą, w której są np. jajka, więc nie da się jej ciepnąć w kąt, a tu trzecią z jabłkami, które wytaczają się swobodnie na ziemię, jeszcze do tego dzwoni matka, nie możesz wyjąć komórki z płaszcza, a pan sałatowy pyta, czy nie mam drobniejszych. w efekcie zgubiłam 2 jabłka (mam nadzieję, że trafiły w dobre ręce), wróciłam do domu z dziwacznie odstającym owłosieniem, które układało się w kształt aureoli, a na znak protestu zakupiłam czasopismo "claudia". a - żeby nie było wątpliwości. oczywiście, że przestało padać, jak tylko przekraczałam próg domu. bo i po co ma dalej lać?
tegoż samego dnia ustaliłam ze znajomą, iż po 1. powinno się kogoś wsadzić za wynalezienie szatańskiego miejsca, jakim jest targowisko.
po 2. moje włosy żywo przypominają aureolę, a więc powinnam może skupić się bardziej na korzystaniu z tegoż daru i wymyśliłyśmy św. saskiię od targowiska.
po 3. stwierdziłyśmy, iż targowisko jest jak dres w piątkowy wieczór. wciąga.

tydzień później pobiegłam rączo w tamtym kierunku, powiewając wesoło reklamówką z lidla.

przynajmniej tyle mojego, że se mogłam pochrupać małosolne.
a dupa rośnie.

z dobrych informacji: jadę na wakacje. co zaskakuje wszystkich, począwszy od starego, a na mnie skończywszy. jadę i to jadę daleko. stary zostaje w domu celem podjęcia nauki do egzaminu (ja nie wiem, czy inni też ciągle mają jakieś egzaminy? bo mnie się to wydaje podejrzane).
także ten. no zostaje chłop 7 dni samiusieńki jak palec w chałupie. niby rozpacza, niby mu przykro, ale wiadomo jak jest. zasadniczo pobieżnie to coś tam poudawał, bo wiadomo - pewne kanony powinny zostać zachowane, ale wszyscy wiedzą, co jest grane.
i tu nawet nie chodzi o imprezy czy inne. a nawet o moje gderanie (co samą mnie zaskakuje). chodzi o coś zupełnie innego. stary obwieścił mi bowiem, iż mam nie zostawiać w lodówce nic, gdyż on (i tu cytuję) "nareszcie poje kebabów".
przegrałam z tłustym mięchem zawiniętym w bułkę. w dodatku bez jednego warzywa. mój świat runął.

3 komentarze:

  1. Od małosolnych Ci rośnie?? No proszę Cię!

    I jak to - bez jednego? A sałata to pies?? I cebulka. I pomidorek. Taki kebab to b. zdrowa rzecz, dietetyczna nawet. Do tego codzienny ruch (podwójny obrót i cięcie wroga przez tors kataną) i nie poznasz go po tych 7 dniach, będzie jak po wczasach odchudzających!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałam oznajmić, iż stary podczas czytania mu na głos Twojego komentarza, uśmiechnął się ukazując ósemki.

    mam dziwne wrażenie, że lubisz kebaby.

    i co?
    KOBIETA MNIE BIJE! (taaa, wszyscy przeciwko mnie! wszyscy! a ja chłopu zdrowe warzywa chciałam...)

    OdpowiedzUsuń
  3. Daj se spokój, otruć go chcesz?? ;)

    OdpowiedzUsuń