sobota, 6 lutego 2010

oddal się droga z.

się mnie troszeczkie jakby omskło to pisanie.
żyję, alma, żyję. dobra z Ciebie kobieta, że się o mnie martwisz. niestety zamężna :]

niemniej - jakoś teges. dzień świstaka ostatnio. jak już wyzdrowiałam, to nie zauważyłam, kiedy mnię minęło te kilka tygodni. straszne. tylko bym spała (uprzedzając złośliwe języki - nie, nie jestem w ciąży.)

(nie, na pewno nie jestem)


(serio. nie.)

w każdym razie (bądź razie) tak jakby ostatnio niewiele się dzieje. przemyślenia również ograniczone, bowiem jest zimno.
a jak jest zimno to się mniej myśli.
żeby energii nie marnować, nie? bo trzeba rzeczoną energię spożytkować na niezamarznięcie. niezamarznięcie przy odśnieżaniu auta. niezamarznięcie przy staniu na przystanku (gdy uznano, iż odśnieżenie auta stwarza wysokie prawdopodobieństwo zamarznięcia jednak). niezamarznięcie w autobusie (bo wiadomo - w polskich autobusach nie ma sensu grzać. odkryły to już wszystkie panie helenki, zdzisie oraz krysie, rocznik 37 - 49, które nabyły w związku z powyższym futra z nutrii, wytwarzające radosny mikroklimat wewnątrz i utrzymujące stałą, wysoką temperaturę. ponieważ wyżej wskazane panie nabyły futra, a są głównym elementem awanturującym się we wszelkich placówkach oraz środkach komunikacji miejskiej, przy braku awantur, kierowcy poczuli się zwolnieni z obowiązku grzania. i tak magiczny krąg się zamyka. a w autobusach piździ. zimno jest, znaczy się.)

no i jak tak pracuję nad tym, by niezamarznąć, to już brak mi weny na robienie czegokolwiek innego.
przeczytałam książkę "biała gorączka" jacka hugo - badera. i to był błąd. tzn. książka jest świetna! polecam gorąco (gorąco... mmmm... gorąc. upał. mmm...), bo czyta się rewelacyjnie i każdy fan literatury reportażowej będzie ustatysfakcjonowany. niemniej facet opisuje dość szeroko swoją zaciekłą podróż przez syberię. syberię - wiecie? sy-ber-ia. ssssssyberrrria, wymawia się zapewne w tamtym klimacie. w sensie - zimno. szczękamy zębami. nie jest ciepło. odmarzają nogi. i nos. no i on jechał przez tę syberię autem. i było minus pierdylion. a może minus zylion? zimno dość.
w konsekwencji pomyślałam, że nie powinnam narzekać.
bo tam jest zimniej. i ludzie tam jeżdżą.
ba!
ludzie tam żyją! (szacun, jak mawia młodzież)
postanowiłam zatem stawić czoła zimie i udawać, że nie jest najgorzej i pfff. i wogle jest super, wcale mnię to nie rusza.
trwało to wszystko jeden dzień.

tak, to był ten dzień, w którym nie założyłam czapki i wzięłam cieńsze rękawiczki. don't do this, guys. don't.

powiem tak. mam gdzieś syberię. mam gdzies, że inni mają gorzej.
ja mam najgorzej.
my mamy najgorzej!
o.

kończąc, apeluję zatem:


bez poważania,
s.

2 komentarze:

  1. Też zastanawiałam się gdzie się podziewasz. Ale jesteś. Bez poważania.

    OdpowiedzUsuń
  2. bez poważania było do zimy :) nie do Was, dziewczęta ;)
    a jakoś mi nie po drodze było, sama nie wiem, ale fajnie, że myślałyście o mnie! :)

    OdpowiedzUsuń