niedziela, 21 lutego 2010

to naprawdę ostatnia notka o zimie.

no bo zaczęło działać.
i teraz nie wiem, czy ja mam taką moc sprawczą, czy ten obrazek, czy też po prostu modły mili(j)onów zostały wysłuchane.

ostatnio mogłam konkurs ogłosić. "znajdź jedną osobę, która nie ma dość zimy". i proszę, proszę. czas nieograniczony. proszę. zachęcam.

w każdym razie doszłam do ważnego (a jak) wniosku, iż zima, w szczególności ta najbardziej upierdliwa i mroźna, ta z chodnikami zapomnianymi pod warstwami lodu, śniegu, lodu i jeszcze raz śniegu, ta z codziennym drapaniem szyb w aucie przy akompaniamencie słów uznanych za obelżywe oraz ta, od której mi łzy w oczach stawały, ma... pewne zalety.

w sumie jedną. nie przesadzajmy.

można o niej porozmawiać.

to zachwycające i całkowicie wspaniałe, jak ludzie znajdują wspólny język. jak zacierają się granice między różnymi światami, kulturami, grupami społecznymi. jak brata się szlachta z chłopem. jak robotnicza brać zmienia się w jedność! (zapędziłam się, wiem)

zawsze bowiem, choćby zapadła ta najokropniejsza z możliwych cisz, w której powiesić można siekierę i to nie jedną, można powiedzieć "mam dość zimy". bądź, dla mniej delikatnych lub po prostu w klimacie imprezowo/knajpiano/alkoholowym "zima to... (i tu epitet, jakby ktoś nie zauważył)".
i co?
magia, panie. magia.

znikają bariery, znika cisza, znika żur w powietrzu.
jest porozumienie!
w jednej chwili.
bo wszyscy nienawidzą zimy. i nie ma tu jakichś wymówek w rodzaju "na nartach lubię jeździć", bo narty nartami, ale w małysza to się w centrumie miasta nie zmienimy, prawda? (swoją drogą, małysz - szacun!)

no i jeszcze, w temacie zimowym, coby go zamknąć i mieć z głowy - zarówno temat jak i tę uroczą porę roku, powiem, że jeszcze jedno zjawisko mnie zafascynowało. mianowicie obojnactwo tejże (tegożże? jest takie słowo?).
bo to że zima jest ONĄ, to zasadniczo każde dziecko wie, pff. ale to, że zima to ch., dowiedzieć się można np. na parkingach, przy wspomnianej powyżej uroczej czynności drapania szyb (dla niezorientowanych, co aut nie mają lub pffff mają jakieś dziwne wynalazki, gdzie skrobać nie trzeba - efekt jest podobny do manikjury. tylko mniej uroczy)
no więc jak ona i równocześnie ch.? no jak?
zagadka nierozwiązywalna. i niech taką pozostanie. może latem coś do głowy wpadnie, jak będziemy narzekać na upały.
bo będziemy.
to jest oczywiste!



no dobrze. temat zakończony.
chciałam powiedzieć tylko jeszcze, iż:
w punkcie pierwszym: dziękuję za zmobilizowanie wszystkim, co mnie mobilizowali. jestem leniwa z natury i nic na to nie poradzę. systematyczność nie jest moją mocną stroną, a blog tego wymaga. także tego.

w punkcie drugim: pozostały dwa tygodnie do koncertu. czuję basy w żołądku. ach.

w punkcie trzecim: w tym roku walentynki różniły się od zeszłorocznych (i jeszcze wcześniejszych), co w zasadzie powinno napawać mnie dumą. napawa mniej niż powinno, bo co prawda byliśmy w kinie, a stary zabrał mnie nawet na lody i obiad (no dobrze, przyznaję się. w kejefsi, ale wiecie - mięso z mięsem. no nie mogłam mu odmówić), ale dopiero wieczorem. nie było imprezy. gdyż.
gdyż impreza była dzień wcześniej. i dopiero o 15 doszłam do siebie.
w ramach walentynek dostałam paczkę apapu.
stary się usprawiedliwia, że paczka owa ma elementy czerwone. czyli niby kanon zachowany.
być może za późno na reformowanie/nawracanie. albo za wcześnie.
muszę o tym pomyśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz