środa, 18 listopada 2009

wir sind sehr sportlich!

ostatnio znowu (ZNOWUŻ) postanowilam poprawić swą kondycję psychofizyczną (bo ponoć w zdrowym ciele zdrowy duch! howg), azaliż sprawdzilam wszystkie baseny w okolicy. odrzucilam częsc (nie, nie zamierzam jechac autobusem 87647 minut z mokra glowa. to nawet nie chodzi o zapalenie pluc. tzn. o to tez. ale glownie chodzi o to, ze z mokra glowa i po basenie wygladam jak topielica i jednak nieco boje sie inkwizytorow. tak,wlasnie czytam jacka piekare. nie, nie jestem nienormalna). w kazdym razie sprawdzilam te baseny, wybralam jeden i ustalilam PLAN! srody basen, czwartek aquaaerobic (czy jak to sie pisze). brzmi dumnie, jestem dumna, jest fajnie, lubie plywac, brakuje mi sportu.

bo plywanie to jedyny sport jaki przyjmnę. wszystkie inne mnie odrzucają jakos.
niemniej, chwalę się slowotoczce tym jakże cudownym postanowieniem i odważnym krokiem. i że MOŻE potem dojdą jakies inne sporty, wiecie - aerobic, rower, bieganie?
i tak se dyskutujemy, ach jakie jestesmy usportowione, usmiechy na chinczyka, kiwanie glową i gdyby to nie bylo gg, to moze nawet - poklepywanie po ramionach. cos wisi co prawda w powietrzu, ale! któżby się zastanawial! "tak tak, droga slowotoczko!, tak tak droga saskiio! wspaniale, ze uprawiamy sporty".

potem nastapila chwila ciszy.

ktos MUSIAL SIE ZLAMAC.

no po prostu MUSIAL (to slowo jest tu zabawne w kontekscie slowotoczki,ale nie chce mi sie w szczegoly wchodzic)

i zlamala sie.
wyznala.
"to jak już takie wysportowane staramy se być, to Ci powiem, że siodelko od rowera mnie w dupę obciera i trace w ogole wszystkie zmysły jak se nim jade, po paru km nie czuję rąk, nóg, płuc i w ogole wszystkiego!
.
.
.
nienawidze rowerow"

uznalam, iz to chwilowe zalamanie jednakowoz.
bo my w koncu wchodzimy teraz na nowa droge!

ale nie.
potem nastapila fala goryczy:
"więc tak, bieganie polega na tym, ze wybiegam ochoczo z akademika (no wiesz, lans, wszyscy stoją na przystanu, paCZĄ). więc parę metrów to zawodowy jogging
póxniej pojawiają się problemy i zatrzymuję się z jakimś jeżozwierzem w brzucu, ktory probuje się wydostać
kolka numer jeden po pierwszych 3 minutach
potem jest marszobieg, biegniemy 5 latarni idziemy 3 latarnie
lub czasem odwrtnie
ale generalnie bieganie jest suuuper, bo można się fajnie ubrać (podobno wyglądam bardzo seksownie w moich spodniach do biegania).
ale lubię biegać znaczy biegac po mojemu
ale rowera to ja nie zniese
nie dość, że nogi bolą jak cholera, to dupa jeszcze bardziej boli, później ręce i w ogóle wszystko
i jeszcze muszę uważać na innych głupków, którzy tez jadą
i na jakieś dziwne przepisy rowerowe
glupie to jak cholera
rower jest passe"

no. i tyle.
zaasadniczo pobieznie to jak sie nad tym zastanowic, nie mam nic wiecej do dodania.
zostane przy tym swoim basenie.
fakt, tylek mam wielki, w kostiumie - jeszcze wiekszy, ale pod woda nikt nie widzi.
i fajnie tak plywac - ziuuum w jedna, ziuuum w druga.
czlowiek sie zmeczy, ale nie spoci. i czuje, jak mu spala sie ta tkanka tluszczowa z cichym sykiem.

a potem mozna spokojnie pojsc do mcdonalda.

bo o to w tym chyba chodzi, co nie?

3 komentarze:

  1. Nie żebym zniechęcała, ale ja to się trochę brzydzę basenem. To jakby w tej samej wannie z tymi wszystkimi obcymi ludźmi, ył.
    Od biegania ma się zadyszkę. Rower - wiadomo. Łączę się w nienawiści do rowerów.
    Powiem Ci natenotomiast, że jeździectwo. Tak, ja też nie wierzyłam, zanim nie wsiadłam. A tyłek się robi od siodła całkiem, całkiem, oraz uda też. I kontakt z taką żywą, kopiącą naturą o wielkich ślepiach wpływa b.pozytywnie również na psyche, co jak jest nie do pogardzenia w dzisiejszych czasach. Także same zalety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Basenu nie lubię. Szczególnie zimą. Bo trzeba z siebie wszystkie warstwy zdejmować, żeby je potem wciągać na to wymoczone ciało ... I jeszcze suszenie włosów. Nie, zdecydowanie nie.
    Bieganie to też nie moja bajka. Za wolno, a za dużo wysiłku.
    Za to rower ... to jest TO! Ja rower lubię. Tyłeczek i nogi, szczególnie łydki, ładnie się wysmuklają.
    Ja obecnie uprawiam wchodzenie na 3 piętro w kamienicy z obciążeniem w postaci półrocznego, niespokojnego dziecka. Oraz bieganie po korytarzu za tymże dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. no co Wy z tym basenem?!
    suszyć się nie lubię też i jeszcze - zakładać jeansy na takie lekko wilgotne ciało. fuj. ale to przyjemne zmęczenie! mrrr.
    nic się nie znacie :] nic a nic.
    i potem wiecie - mcdonald! albo pączek. albo i to, i to. bosko


    Alma, Ty i te Twoje konie.
    Tyś skoniała całkowicie!

    OdpowiedzUsuń