czwartek, 15 kwietnia 2010

po dziesiątym

ponieważ ostatnio mialam problem z tym, co napisac, nie napisalam nic.
najpierw byl zal, potem smutek i strach. potem znowu zal. a w koncu zlosc. chyba. albo moze zazenowanie?
wydawalo mi sie, ze chodzi glownie o to, co napisala alma - o, tutaj
ale okazuje sie, ze niekoniecznie.
pomilczmy więc, bo to chyba najlepsze, co mozna zrobic.
i nerwow mniej, i nikt nie jest obrazony.

Jakkolwiek na dzis jedno tylko, bo odkopalam, przypomnialo mi sie. i tyle.

Wolę kino.
Wolę koty.
Wolę dęby nad Wartą.
Wolę Dickensa od Dostojewskiego.
Wolę siebie lubiącą ludzi
niż siebie kochającą ludzkość.
Wolę mieć w pogotowiu igłę z nitką.
Wolę kolor zielony.
Wolę nie twierdzić,
że rozum jest wszystkiemu winien.
Wolę wyjątki.
Wolę wychodzić wcześniej.
Wolę rozmawiać z lekarzami o czymś innym.
Wolę stare ilustracje w prążki.
Wolę śmieszność pisania wierszy
od śmieszności ich niepisania.
Wolę w miłości rocznice nieokrągłe,
do obchodzenia na co dzień.
Wolę moralistów,
którzy nie obiecują mi nic.
Wolę dobroć przebiegłą od łatwowiernej za bardzo.
Wolę ziemię w cywilu.
Wolę kraje podbite niż podbijające.
Wolę mieć zastrzeżenia.
Wolę piekło chaosu od piekła porządku.
Wolę bajki Grimma od pierwszych stron gazet.
Wolę liście bez kwiatów niż kwiaty bez liści.
Wolę psy z ogonem nie przyciętym.
Wolę oczy jasne, ponieważ mam ciemne.
Wolę szuflady.
Wolę wiele rzeczy, których tu nie wymieniłam,
od wielu również tu nie wymienionych.
Wolę zera luzem
niż ustawione w kolejce do cyfry.
Wolę czas owadzi od gwiezdnego.
Wolę odpukać.
Wolę nie pytać jak długo jeszcze i kiedy.
Wolę brać pod uwagę nawet tę możliwość,
że byt ma swoją rację.

(Wisława Szymborska - Możliwości)

niedziela, 4 kwietnia 2010

why so serious?

z innej beczki.

ktoś mnie ostatnio spytał, po co pisać bloga, jeśli nie ma w nim nic o emocjach. no i tak w ogóle - po co to robić?
nie potrafiłam odpowiedzieć.
bo zasadniczo pobieżnie to nie wiem. nie chodzi o to, żeby mieć takie swoje miejsce? tak po prostu? gdzie niekoniecznie trzeba pisać o tym, że się zakochało albo ma się problem? gdzie można wykrzyczeć po prostu "zimo, wypierdalaj". bo się chce.

myślę i myślę. odpowiedzi nie znajduję. bo ludzie piszą blogi z potrzeby ekshibicjonizmu (nawet odcinek hałsa o tym zrobili!). i piszą wtedy o wszystkim jak leci. co mnie lekutko zadziwia, acz nie dyskutuję o tym, bo po co. po to jest sieć, żeby robić, na co się ma ochotę. taka namiastka wolnych mediów, które są piękną, aczkolwiek jedynie utopią.

generalnie pytanie sprowadza się do tego, czy blogowa pisanina koniecznie musi być o uczuciach. czy to jakiś temat very-number-one? czy do wszystkiego trzeba dodawać ich szczyptę, bo się nie liczy? wszystko musi się kręcić wokół? albo - jeśli się nie kręci - nie ma znaczenia?
nie ironizuję. pytam.

ja czasem odsuwam emocje. albo przynajmniej chciałabym je wyłączyć. czasem sobie myślę, że dobrze jest odczuwać mało. lub chociaż mniej. a już na pewno przychodzi taka chwila, kiedy dobrze jest się nie męczyć, nie dotykać, nie zastanawiać, tylko właśnie - jako małą terapię - napisać tu coś, co jest pieprzeniem o niczym.
kompletną głupotką.
wydmuszką.

nie ma w tym chyba nic złego, że czasem poszukuje się katalizatora. w innej zaś chwili ma się ochotę napisać coś prostego, coś bez wyrazu, coś idiotycznego lub opisać swoją historię z urzędniczkami.
nie można przecież życia traktować zbyt serio.
nieprawdaż?
dlaczego wszystko musi być po coś?
skąd ta powaga?
why so serious, my dear?

a myślę o tym wszystkim także z tego powodu, że jednak są te święta. powoli acz konsekwetnie nadchodziły i są. dość się emocjonalnie zrobiło. bo rodzinnie, słonecznie, ciepło i fajnie.

jakoś tak... w skupieniu (paradoksalnie, właśnie bardzo serious!).

czego i Wam - na te święta - życzę. skupienia, właśnie.
bo w tych świętach tkwi prawdziwa tajemnica.